piątek, 5 sierpnia 2011

Historia Czarka - mojego sąsiada

Witam wszystkich.
Mam nadzieję, że każdemu noc minęła równie spokojnie jak mnie.

Wczoraj obiecałem, że napiszę o moim specyficznym sąsiedzie Czarku.
Czarka poznałem jakiś czas temu, gdy siedział w domku który jest połączony z moim domkiem jedną ścianą. Najpierw myślałem, że piesek ten tam zamieszkał, jednak szybko dowiedziałem się, że został on "pozbierany" z ulicy, bo uciekł swoim właścicielom. Chwilę potem wiedziałem też, że wcale tak daleko nie mieszka, bo tylko na przeciwko mojego ogródka.
Powąchaliśmy się noskami przez plot i przedstawiliśmy się sobie, ale na tym się skończyło, bo zaczęło kropić z nieba wodą i zostałem zmuszony, żeby wejść do domu.
Czarek uciekał po naszym poznaniu dość często, ale nigdy nie zwracał na mnie uwagi, mimo, że go zawsze wołałem, gdy wiedziałem, że nie siedzi za płotem i może do mnie podejść. 
Razu pewnego byłem na ogródku z moją Justynką. No i masz, nagle Czarek uciekł, a jako że Justynka ma takie serduszko, że woli by każdy piesek był bezpieczny, to wprowadziła go do nas na ogród. Oczywiście każdy inny pies by się zdenerwował, ale nie ja, ponieważ ja bardzo lubię mieć gości. Goście zawsze wróżą coś ciekawego, a psi goście dodatkowo coś smacznego, bo jak taki psi gość dostanie przysmak, to ja zawsze też.
Więc jak pisałem, Czarek zagościł na naszym ogrodzie. Oczywiście wąchać się nie chciał (tak tylko lekko po nosie mnie miźnął swoim nosem, ale nic poza tym), ale o tym już mówiłem. Nie wiem dlaczego jest taki niekulturalny, ja go należycie wywąchałem tu i tam, a on zwyczajnie nie odwzajemnił.
Pochodził trochę po ogrodzie, ale znów zaczęło padać i Justynka zarządziła ewakuację do domu. Na początku troszkę się baliśmy, czy Czarek wejdzie do środka, ale ostatecznie wszedł. No bo kto by nie wszedł gdy przed nosem machają ci plasterkiem szynki? Chyba tylko wegetarianin, a psy przecież nie są wegetarianinami. Ja to w ogóle nie lubię warzyw i owoców, chociaż zjadłem raz czereśnie i mi smakowała. 
Czarek wprowadzony do domu dostał koleją szynkę, co akurat mnie ucieszyło, bo przecież jak on, to i ja. Justynka to się nawet śmieje, że jak się mnie ściska, to trzeszcze z przejedzenia i obawia się, że niedługo pęknę, ale ja nie widzę w tym problemu, bo przecież ona ma te swoje igły i nitki, to mnie najzwyczajniej w świecie pozszywa. Dlatego nie odmawiam sobie niczego. 
Gdy mój nowy kolega się zadomowił i zrozumiał, że nie zrobimy mu krzywdy, to poczuł się swobodniej i wskoczył na kanapę. Trochę mnie to zdenerwowało, bo zajął moje miejsce, ale co tam, ja jestem bardzo gościnny, więc niech leży, a co mi tam, kiedyś sobie pójdzie.
Leżał i milczał. Ja wskoczyłem na fotel obok i patrzyłem na niego. A on na mnie. Wydawał się spokojny, ale bardzo smutny. Nie powiedział do mnie nigdy nic więcej, poza tym, że ma na imię Czarek. Jak wspomniałem, widywałem go często, gdy przeskakiwał plot, ale nigdy nie reagował na moje wołanie. Nie wiem właściwie dlaczego uciekał. Ja to bym wyszedł za furtkę i od razu bym się zgubił. Podziwiam go za odwagę, jednak nie rozumiem jego postępowania. W końcu nie wytrzymałem i zapytałem: "Czarku, dlaczego uciekasz? Przecież wracasz, więc nie jest Ci źle". Nie odpowiedział. Posiedziałem jeszcze chwile na drugim fotelu a potem zszedłem, chcąc oddalić się i pozwolić mu się przespać. I wtedy usłyszałem:
- To Twoja pierwsza rodzina Charis?
Przemówił. Mój znajomy jednak potrafi powiedzieć coś poza swoim imieniem. Odpowiedziałem, zgodnie z prawdą, że tak, to moja pierwsza rodzina, nie licząc pobytu u mamusi zaraz po urodzeniu.
- Widzisz Charis - znów przemówił - ja też pamiętam swoją mamusie. Byla cala czarna, lekko szczeciniasta, średniego wzrostu. Zaraz gdy skończyłem 2 miesiące, ludzie u których mamusia mieszkała oddali mnie i moje rodzeństwo do takiego miejsca, gdzie na malej powierzchni w malutkich klatkach mieszka zbyt wiele psów i kotów. Bylo tam zimno, mokro i nieprzyjemnie. No i nie było mamy. Spędziłem tam prawie rok. Czasem jakiś pies czy kot odszedł z nowymi właścicielami, czasem jakieś zwierze dołączało do nas. Zdarzało się i tak, że wracali starzy znajomi. Ludzie ich nie chcieli, pobawili się nimi i oddawali, ot tak. W pewnym momencie pomyślałem nawet, że lepiej by nikt mnie nie wziął, bo przynajmniej nie odda...
Czarek zamyślił się. Ucichł i lekko przymknął oczka, ale ja wiedziałem, że to nie koniec historii, chciałem słuchać dalej. W końcu znów się odezwał:
- I wtedy, pewnego dnia, przyszła ona i jej rodzice. Dziewczyna, młoda dziewczyna. Wybierała, marudziła i końcu wzięła właśnie mnie. I nazwala mnie Czarek. Życie płynęło wesoło, ale tylko przez kilka miesięcy. Nie umiałem się dobrze zachować. Zdarzało mi się wyć, szczekać, czasem podpisać jakiś mebel, ale przede wszystkim dziewczyna denerwowała się, że wychodzę na cały dzień. Oczywiście wracałem, bo bylem głodny i zmęczony, jednak bardzo ja to denerwowało. Nie potrafiła zrozumieć, że tak samo jak ona, ja też mam do pozałatwiania dużo ważnych spraw. Dziewczyna wychodziła gdzieś, co nazywało się "uczelnia". To podobno takie miejsce, gdzie ludzie się uczą różnych sztuczek, żeby potem dostać coś, co nazywa się "tytuł". Wiesz, takie coś podobne do szkółki, w której tresuje się psy. Tylko my potem nie mamy tytułu. W tej uczelni poznała takiego chłopaka. On czasem przychodził do nas do domu i razem przez cale godziny gapili się w takie papierowe kostki, które nazywają książkami. Rozmawiali też długo o tym, co w każdej kostce-książce jest. Polubiłem tego chłopaka, zawsze mnie głaskał i był dla mnie miły. Życie płynęło dalej, a moja dziewczyna była coraz bardziej zdenerwowana przez moje ucieczki...
W tym monecie zjawiła się Justynka z kolejną szynką i przerwała opowieść Czarka. Pospiesznie zjadłem swój plasterek i czekałem aż Czarek znów zacznie mówić. Nie zawiodłem się, zjadł szynkę, poprawił się na kanapie i kontynuował:
- Pewnego dnia, gdy chłopiec był u nas, wyznała mu, że chce mnie oddać do schroniska. Wiesz, tam, gdzie są te klatki. "A więc jednak" - pomyślałem. Będę oddany.  Zrobiło mi się przykro, bo nie umiała mnie zaakceptować takim, jakim jestem. I wtedy stało się coś, czego się nie spodziewałem. Chłopak postanowił, że mnie weźmie, że nie pozwoli mnie oddać. Jeszcze tego samego dnia bylem w kolejnym domu - domu chłopaka. Tam poznałem jego rodziców i siostrę. Mili  ludzie. Dali mi jeść i pić, kupili mi obrożę...
Czarek zamyślił się, ale po chwili znów się odezwał:
-To już będzie z miesiąc jak u nich jestem. I jak widzisz, ciągle uciekam, zwiedzam okolice, załatwiam swoje sprawy, a oni jedyne co robią, to tylko podwyższają plot i instalują jakieś śmieszne zagrody, które ja i tak pokonuję, co sprawia mi niezwykłą radość i satysfakcję. A Ci ludzie, oni mnie kochają. Czasem mają mnie dość, ale zaakceptowali moja naturę uciekiniera i nie chcą  mnie nigdzie oddać...
- A nie możesz zrobić czegoś dla nich? Nie możesz przestać uciekać i być grzecznym psem? - przerwałem mu.
- To moja natura Charis. Ja już tak mam. Ty masz pewne nawyki i ja. Każdy ma. Tego nie da się wyłączyć, zdusić w sobie. A poza tym, wiesz czemu jeszcze to robię i robić będę robić nadal?
- Dlaczego?
- Bo najmilsze są chwile, gdy po powrocie dostanę ochrzan, ale zaraz potem zostaje przytulony z radości, że wróciłem i wtedy wiem, że jednak ktoś mnie pokochał.  

Tymi słowami Czarek zakończył swoja opowieść i zasnął. Niedługo potem został oddany chłopcu, który wrócił do domu. 

Uważam Czarka za mądrego, choć naprawdę specyficznego pieska. Na parę minut otworzył przede mną swoje psie serce, a dzień później znów nie reagował, gdy go wolałem. Widocznie wtedy poczuł potrzebę wygadania się. Ja też tak czasem mam. Jak Justynka ma, to mówi mnie. Ja jej nie, bo ona nie rozumie psiej mowy, ale wtedy przynajmniej idę się do niej przytulić.

Mimo tego całego olewania mnie, lubię Czarka. Może kiedyś nawet powie mi dlaczego ignoruje mnie, gdy go wołam. Będę go nawet lubić wtedy, gdy znów na mnie nakrzyczy, gdy za bardzo zbliżę się do jego płotu. A w sumie.. wtedy chociaż zwraca na mnie uwagę :)


Pozdrawiam Was ludzie ^..^




Ja i Czarek jak się dotykamy nosami.

Ja i Czarek jak się dotykamy nosami.

 Czarek na fotelu. Jeszcze przed opowieścią.

To ja nie na moim ulubionym fotelu.

Śpiący Czarek już po opowieści.


3 komentarze:

  1. Wspaniały pamiętnik Charisku ^^ uściski i tarmoszki !!! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Wzruszająca historia. To miłe,że ktoś w końcu opisuje świat widziany okiem psa. Będę tu z ciekawością zaglądał jak tylko uda mi sie namówić moją Panią:)
    Pozdrawiam Timon-beagle.

    OdpowiedzUsuń
  3. Justysiu czy czytałaś książkę spisane psią łapą?

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuję ^..^